Odeta Moro-Figurska

W dzisiejszym chaosie informacyjnym i zalewie reklam trudno zdecydować, co jest najbardziej wskazane dla dziecka i z pewnością mu nie zaszkodzi. Co można zrobić, by z dziecko wyrosło na świadomego konsumenta?

Na pewno jesteśmy chłonni na reklamy i prezentowane produkty, ale to jeszcze pół biedy. Gorzej z dziećmi, które są o wiele bardziej podatne na takie wpływy. Większość dorosłych wie, że nie należy wierzyć we wszystkie reklamy. Takie wartości należy przekazać dziecku, nastawienie to wynosi się bowiem z domu.

Dziecko patrzy w telewizję, jak w obraz i chłonie to, co w nim widzi. Trzeba na to uważać. Gdy widzę, że moja Sonia patrzy na reklamy – wyłączam telewizor. Oglądamy zawsze na konkretne programy, ale nie pozostawiamy telewizora włączonego, gdy kręcimy się po domu.

Osobiście wierzę w marketing szeptany, czyli w polecenia znajomych przekazywane „od ucha do ucha”. Dotyczy to wszystkich produktów, czy to spożywczych, farmaceutycznych czy kosmetyków.

Choć nie jestem alergikiem, mam wrażliwą skórę, szczególnie koło oczu. Zły tonik czy krem i wszystko mnie szczypie. Używam podobnych, sprawdzonych wcześniej kosmetyków. Stawiam też na dermokosmetyki, które kupuję w aptece. Szczególnie na polskie marki.

Decydując się na produkty należy jednak pamiętać, że nie powinno się zwracać uwagi na ich opakowanie. Widziałam badania, które to udowadniają. Droższe kosmetyki nie muszą się różnić składem od tych tańszych. Często myślimy, że kupując droższy produkt, zainwestowaliśmy w siebie, ale faktycznie często naprawdę zainwestowaliśmy w pudełko.

Te wartości staram się przekazać mojej ośmioletniej córce, która oglądając reklamę mówi często z ironią: „patrz, ale oni kłamią”. Wie już, że nie wolno wierzyć we wszystko. Sonia nie pije też coli, ani nie zajada chipsów. Wychowuję ją w kulcie zdrowego odżywiania.